niedziela, 11 października 2015

Łzy honoru #4

Annyong!



Przepraszam was za tak długą przerwę ale dzisiaj mam już kolejna część imagina Łzy honoru. Zapraszam :)




Łzy honoru #4

Chłopacy stali wpatrzeni w siebie zapominając o całym świecie. O wojnie, o zagrożeniu – byli owładnięci nowo narodzoną miłością. Noc była faktycznie piękna. Rozgwieżdżone niebo, pełnia i Suga u boku już nie jako przyjaciel a jako miłość.
- Oppa…  - odezwał się Kookie przerywając martwą ciszę
- Ne?
- Nawet nie wiesz jak…
- Na ziemię! – przerwał mu nagły krzyk chłopaka który jednym ruchem sprawił, że obaj na niej wylądowali osłonięci ciałem blondyna. Kook słyszał strzały i głosy
 – Znaleźli nas! Znaleźli nasz obóz! – mówił spanikowany Kook
- Wiem. Idź
- Gdzie mam iść?
- Uciekaj. Do obozu. Poinformuj ich
- A co z tobą?
- Będę cię osłaniał
- Ani! Nie zostawię cię! – krzyczał w strachu i panice
- Poradzę sobie.
- Ale…
- Ciii.. – przerwał mu chłopka kładąc palec na jego usta na znak aby już nic nie mówił. Po twarzy Jung Kooka twarzy spłynęła duża łza. Wpatrywał się w piękne oczy chłopaka. Pocałował go ze strachem i przerażeniem sprawiając że łza spływająca po jego policzku przeniosła się na twarz drugiego i powoli wyczołgał się z kryjówki za krzakiem. Cicho i w miarę niewidocznie podążył do obozu cały czas płacząc. W głowie miał YoonGiego, który został gdzieś z tyłu sam, a z drugiej strony myślał o HaRi i całej reszcie osób które teraz spały nieświadome.
- Jestem żołnierzem. Pełnię wartę. Muszę iść! – powtarzał cicho sam do siebie

            Chwilę potem był już w obozie. Szybko wpadł do namiotu porucznika Joen SangLi.
- Poruczniku! Wartownik Jeon Jung Kook zgłaszam się. Atakują! Wojska nas znalazły i zaraz tu będą!
- Aish! Jednak znaleźli! No nic. Pomóż mi ich budzić tylko po cichu. – rozkazał wojskowy
- Tak jest panie poruczniku! – odpowiedział posłusznie
- Zaraz. Gdzie twój wspólnik? – zapytał mężczyzna. Do oczu napłynęły mu łzy – cały czas go nie było. Strasznie się bał o niego
- Został aby mnie osłaniać. Zaraz powinien wrócić. Ale nie zostawimy go panie poruczniku prawda?
- Aniyo. On też jest żołnierzem. Nie odejdziemy bez niego.
- Kamsahabnida! – podziękował po czym wyszedł ostrożnie z namiotu budzić resztę.

            Po chwili wszyscy stali już w szeregu gotowi do opuszczenia miejsca spania ale również przygotowani do użycia broni. Kook ściskał HaRi za rękę cały czas płacząc – myślał tylko o YoonGim.
- Dzielimy się! – powiedział porucznik – Wy czterej, wartownik i jego przyjaciółka idziecie ze mną szukać drugiego z wartowników a reszta niech ucieka. Macie uważać. Dowództwo przejmuje żołnierz Kim Yoon Suk. Macie się go słuchać i uważać. Spotykamy się tam gdzie mieliśmy się spotkać. Nie dajcie się pokonać!
- Tak jest panie poruczniku! – zasalutował wybrany żołnierz

            Część drużyny poszła w kierunku miasta a reszta do lasu szukać Sugi. Kook wciąż nie mógł powstrzymać łez.
- Nie płacz. – pocieszała go HaRi która chyba zaczęła domyślać się, że coś między chłopakami było – Znajdzie się cały i zdrowy – niestety te słowa wprowadzały go w jeszcze większą panikę nawet nie wiedział dla czego. Szedł słysząc w oddali głosy ludzi z armii przeciwnej, rozglądając się za chłopakiem którego zostawił.
- Poruczniku! – usłyszał głos jednego z chłopaków – Znalazłem go! – wszyscy w jednej sekundzie podbiegli do chłopaka. Kookie trzymał rękę na ustach powstrzymując krzyk paniki i bólu – wiedział, że coś mu się stało bo leżał.
- YoonGi! – krzyknął jeszcze nie widząc chłopaka
- Jestem tu – usłyszał w odpowiedzi słaby głos kochanego. Odetchnął – był pewien, że żyje. Lecz Kiedy go zobaczył wybuchnął jeszcze większym płaczem. Chłopak leżał sino-blady trzymając się za zakrwawiony bok. Wyglądał okropnie. Kook padł na kolana i szybko wyjął spiritus salicylowy z apteczki HaRi i polał ranę. Chłopak wydał z siebie odgłos bólu.
- Postrzelili go. – powiedział porucznik – Trzeba wyjąć mu kulę bo inaczej nie przeżyje. Zrób to. – rozkazał. Żołnierz  mu w oczy. Widział w nich strach. Ogromny strach.
- Tak jest panie poruczniku – odpowiedział roztrzęsionym głosem po czym wyjął z apteczki niewielkie szczypczyki przypominające dużą pęsetę i trzęsącymi się rękami wsunął je w ranę. Chłopak stłumił ręką krzyk bólu. Bardzo cierpiał. Kooki płakał. Wyjął mu kulę i szybko zaszył ranę. Nie wiedział jak to się robi – działał intuicyjnie. Obmył wszystko jeszcze raz i owinął w bandaż. Chłopak patrzył na niego przerażony. Był blady i zimny. Stracił dużo krwi.
- Jung Kook? - powiedział słabo chwytając go za zakrwawioną rękę
- Ne?
- Umrę.
- Nie umrzesz. Dasz radę! Musisz dać! Jesteś silny. Rozumiesz?! MUSISZ DAĆ! – krzyknął spanikowany ciemnowłosy po czym zaczął podnosić chłopaka.  Trzej inni żołnierze pomogli mu i wzięli go od roztrzęsionego chłopaka.
- Musimy go zanieść do szpitala. Mogło wdać się zakażenie. – rozkazał porucznik – szybko wy trzej biegniecie z nim do najbliższego szpitala. Powiedzcie, że został postrzelony, ma wyjęty pocisk, rana została odkażona i zaszyta przez innego żołnierza. Pośpieszcie się i uważajcie. Widzimy się tam gdzie było umówione.
- Tak jest panie poruczniku! – odsalutował jeden z chłopaków trzymających YoonGiego
- Suga dasz radę! – krzyknął Kookie przez łzy niemal że wiszcząc w panice i bólu
- Saranghae Jung Kook. Mianhae – podniósł lekko głowę i odpowiedział ledwo słyszalnym głosem po czym zamknął oczy a po jego policzku spłynęła łza. Jung Kook widział jak on cierpiał. Bał się że go straci. Padł na kolana i zaczął płakać
-  Wstawaj! Nie możemy czekać! Nie mamy czasu! – rozkazywała mu przyjaciółka również zalana łzami
- Ale obiecaliśmy sobie! Obiecaliśmy że przeżyjemy!
- I przeżyjecie!
- Nie uda się! To się nie uda HaRi! Umrzemy wszyscy! Powybijają nas jak muchy! Po kolei. YoonGi był pierwszy, na ciebie i na mnie też przyjdzie czas rozumiesz?!
- NIE ROZUMIEM! Mamy walczyć! Jesteś żołnierzem! Nie poddasz się dla tego bo Suge postrzelili rozumiesz!? On dojdzie do siebie i będzie cały i zdrowy! Tylko ty też musisz przeżyć żeby go znów zobaczyć!
- Ale Jestem młody! Taki młody! Nie potrafię nic! Nie potrafiłbym do nikogo strzelić! Nie zastrzeliłbym więc zastrzeliliby mnie! Nie chcę już walczyć
- Chłopcze, twoja postawa jest niegodna żołnierza! Masz natychmiast wstać i odgonić swoje negatywne myślenie. Jesteś tu po to, żeby walczyć i przeżyjesz tak jak my tutaj wszyscy. Tylko musisz wierzyć

- Tak jest… - powiedział nie wierząc w to co mówił wojskowy – panie poruczniku… - po czym powoli wstał ocierając łzy które cały czas płynęły mu z oczu, mimo że tego nie chciał. Szedł i nasłuchiwał odgłosów gdzieś z oddali. Rozmowy, strzały, psy, krzyki. Bał się. Myślał o chłopaku i o rodzinie. Nie wiedział o niej nic. Gdzie byli, co robili i czy wogóle jeszcze byli… Nie wiedział nic.




Mini słowniczek

aniyo - nie (formal.) (informal - ani)
ne - tak
mianhae - przepraszam
saranghae - kocham cię
Kamsahabnida - dziękuję (formal.)
aish - jest to słowo które może być albo "Ah! ""Kurczę!" ( w przypadku kiedy nie jest ono skierowane bezpośrednio do jakiejś osoby) lub jako przekleństwo

~Sagi

piątek, 25 września 2015

Łzy honoru #3

Annyong haseyo!




Nareszcie! Nareszcie tego dokonałam! Nareszcie skończyłam ten scenariusz! Scenariusz, który... zmienił się poniekąd w książkę. Ne... Jakby nie patrzeć 54 strony a4, 18 rozdziałów... Troszeczkę się tym razem rozpisałam. ;) Ale nie będę już przeciągać tylko zapraszam do 3 części. :D





Łzy honoru #3



Przyjaciele biegli przez miasto do wskazanej im przez oficera galerii. Kilkukrotnie unikali strzelaniny. Chciali uratować każdego rannego, ale było to niewykonalne.
- HaRi, już blisko. – powiedział motywując wyczerpaną przyjaciółkę – Wiem, że jest cieżko, ale zaraz powiedzą nam co mamy robić. Będziemy mieli wsparcie. Będzie lżej.
- Wiem. – powiedziała dziewczyna po czym przyspieszyła.
  
           Gdy przyjaciele dobiegli pod galerię zaczęli się rozglądać za owym oficerem.
- To może on. – powiedziała HaRi wskazując na żołnierza
- Molla. Zapytajmy się. – odpowiedział  i podeszłaś do mężczyzny
- Oficer Joen SangLi? – zapytała mężczyznę jego przyjaciółka
- Tak jest. –odpowoedział jej żołnierz
- Jesteśmy gotowi do pomocy. – tłumaczył Kook – Przysłał nas tu oficer którego spotkaliśmy pod SOPA. Powiedział, że pan powie nam co mamy robić.
- Ah ne. – powiedział mężczyzna – Chodźcie za mną. – rozkazał i ruszył w przeciwnym kierunku. Wszyscy zaszli do małej budki.
- Więc tak… - powiedział mężczyzna rozkładając na podłodze plan miasta – Tu jest jedna z brygad. To grupa młodzieży którą dowodzi porucznik Park SoenHi. Brakuje im ludzi. Tam pójdziecie, ale będą tam oni tylko do godziny 16:00. Potem mogą się przemieścić. Nie macie dużo czasu.  – powiedział po czym sięgną do metalowej szafki i wyją z niej nieduży pistolet – To będzie twoja broń. Nie musisz walczyć, ale musisz się bronić. – powiedział podając go przerażonej dziewczynie  -  Nie wiem czy jesteście świadomi ale to co się teraz dzieje do dopiero przedsmak dalszych działań. Będzie źle. Aniyo. Będzie bardzo źle. – powiedział z wielką powagą oficer po czym wstał i wyszedł z budki. Dziewczyna  schowała do apteczek broń i postąpiła tak samo.
- Kamsahanida – chłopak powiedział mężczyźnie
- Nie dziękuj. Od tego jestem. – powiedział – Życzę wam powodzenia. Uważajcie na siebie.
- Obiecujemy. – powiedział po czym razem z HaRi ruszył w wyznaczonym wam kierunku. Było to stosunkowo daleko. Mieli mało czasu więc kiedy tylko mieli siłę, biegli.
  
          Po półtorej godziny biegu dotarli na miejsce.
- Annyong haseyo. – powiedział Kook podchodząc do żołnierza – Porucznik Park SoenHi?
- Tak jest. – odsalutował podobnie jak poprzedni
- Oficer Joen SangLi nas tu przysłał. Jesteśmy gotowi do pomocy. – tłumaczył. Mężczyzna rozejrzał się na boki i zagestykulował im żeby poszli za nim. Zaprowadził ich na niedużą polankę na której był rozbity obóz.
- To są oni. – powiedział – Miłe dzieciaki. Dogadacie się. – powiedział po czym zawrócił się i poszedł powrotem. Kookie rozejżał się po polanie. Widział tam kilka osób ze szkoły. Nie znał ich dobrze ale poznawał z widzenia.
- AAA! – krzyknął nagle gdy poczuł, że czyjeś dłonie zaciskają się na jego szyi. Był pewnien, że już po nim. Że to ostatnie sekundy jego życia. Że umiera.
- Porwę cię i zabiję! – powiedział ktoś stojący za nim. Chłopak odetchnął z ulgą. To był głos YoonGiego.
- Babo! Ja cię kiedyś zabiję! – krzyknął po czym przytulił przyjaciela – Chciałeś żebym zszedł na zawał! – krzyczał - Szukałem cię! – chłopak uśmiechną się
- Ja ciebie też. Biegłem za wami ale was zgubiłem. – tłumaczył. Nagle spostrzegawczy Kookie zobaczył na łydce chłopaka zakrwawiony bandaż.
- Co ci się stało?! – zapytał troskliwie
- Nic takiego… - powiedział chłopak cofając nogę
- Postrzelili cię? Nie oszukuj mnie!
- Ye… - powiedział chłopak – Ale nic wielkiego mi się nie stało. To tylko łydka. – powiedział uśmiechając się
- Ty łamago! Wiedziałam, że tak będzie! – powiedział wysportowany tancerz, bo tak, Jung Kook był dobrym tancerzem, śmiejąc się, ale tak naprawdę w duszy bardzo się o niego martwił – Zostawić cię na chwilę… - cała trójka śmiała się. Po chwili dołączyłyli do reszty. Było tu spokojnie. Wszyscy śpiewali zgromadzeni wokół niedużego ogniska. Atmosfera przypominała Kookiemu tą, przedstawianą w wojennych filmach tylko, że tym razem to wszystko działo się naprawdę.


- Baczność! – wydał rozkaz porucznik. W jednej sekundzie wszyscy stanęli na baczność  w szeregu – Spocznij! Nikogo to nie było? – zapytał
- Nie. – odpowiedział wartownik
- Nie panie poruczniku! – krzyknął na chłopaka żołnierz
- Nie panie poruczniku! – powtórzył chłopak
- Tak macie się zwracać. Co wojsko a nie spotkanie towarzyskie!
- Tak jest panie poruczniku! – HaRi zasalutowała posłusznie
- Jest już późno. Zostajemy tu na noc. Wy dwaj – powiedział wskazując na Kookiego i Sugę – pełnicie wartę przez pierwszą część nocy, a wy przez drugą. – rozkazał – Pobudka 5:30 i niech mi tylko któryś się o minutę spóźni to będzie miał taką karę, że do końca życia nie zapomni! Dobranoc! – powiedział po czym zrobił zwrot i odszedł. Wszyscy rozeszli się po kontach układając się do snu.
- Tylko uważajcie na siebie proszę. – powiedziała HaRi przytulając przyjaciół na pożegnanie
- Śpij i o nic się nie martw. Będzie dobrze. – powiedział Jung Kook po przyjaciółki
- O ciebie to się nie martwię tylko o tego połamańca. – powiedziała wskazując na Sugę ze śmiechem
- Już ja się nim zaopiekuję. – powiedział chłopak puszczając do chłopaka oczko
- Araso. Idźcie już. – powiedziała HaRi

              Kook stał z YoonGim na warcie w całkowitym milczeniu. Co jakiś czas dyskretnie zerkał na chłopaka. Był on niesamowicie przystojny. Księżyc oświetlał jego jasną, alabastrową cerę. Widział w jego czarnych oczach wielką powagę. Nie mógł uwierzyć, że ten niezdara był teraz żołnierzem. Strasznie się o niego bał. Był gotowy nie odstępować go, ani na krok, ale wiedział, że jest tu aby pomagać wszystkim a nie jednemu człowiekowi.
- Piękna noc… - powiedział Suga podchodząc do przyjaciela
- Ne. Niebo jest takie rozgwieżdżone. – powiedział lekko zakłopotany. Nie wiedział czemu nigdy nie czuł się taki zawstydzony przy YoonGim. Zawsze śmiali się razem, ale teraz chyba coś zrozumiał – Fajne, że mamy razem wartę.
- Oh tak…. – powiedział chłopak. Wyglądał na zamyślonego.
- O czym myślisz? – zapytał go ciemnowłosy. Chłopak przeniósł wzrok na niego i ciężko westchną
- O tym jaki jesteś idealny. – powiedział. oczy chłopaka otworzyły się tak szeroko jak tylko mogły. Wiedział, że nie był ostatnim zerem jeśli o wygląd chodzi, ale żeby tak od razu idealny?
- Ka-kamsahae
- Znamy się tyle lat… Nie chciałabym, żeby coś się stało. Aish ta cholerna wojna! – krzyknął sfrustrowany. Naprawdę bardzo się martwił
- Przestań. – powiedział łapiąc chłopaka za obie dłonie – Tak jest i koniec. Będzie dobrze. Nikt, nikogo nie straci! Skończymy tę wojnę  w takim stanie w jakim zaczęliśmy! Razem! Cała nasza trójka i ich rodziny. – krzyczał na chłopaka i nawet nie wiedzą kiedy przysunął się bardzo blisko jego twarzy
- Jung Kook?
- Ne?
- A co zrobisz, kiedy powiem, że chcę być z tobą na zawsze? – zapytał niepewnie
- Przecież ja to bardzo dobrze wiem! – powiedział uśmiechając się
- Ale, nie jako przyjaciel. – jego oczy otworzyły się szeroko. Jeszcze szerzej niż poprzednio. Patrzył na chłopaka. Podziwiał siego wspaniałe rysy twarzy. Powoli położył dłonie na jego twarzy i przysunął do siebie łącząc ich usta w pocałunku. Namiętnym i długim pocałunku.
- Na zawsze? – zapytałaś po skończonym pocałunku

- Na zawsze. – powiedział chłopak




 mini słowniczek :

 aniyo - nie
babo - idiota
ne/ye - tak
araso - dobrze, rozumiem
Kamsahabnida - dziękuję (formal.)
annyong haseyo - dzień dobry (formal.)
aish - jest to słowo które może być albo "Ah! ""Kurczę!" ( w przypadku kiedy nie jest ono skierowane bezpośrednio do jakiejś osoby) lub jako przekleństwo

~ Sagi

poniedziałek, 21 września 2015

Łzy honoru #2

안녕하세요! 




Znów po długiej przerwie spowodowanej jak się pewnie można łatwo domyśleć nauką powracam z kolejną częścią straszliwie długiego scenariusza - Łzy honoru. Przepraszam, że tyle czasu trzymałam Was w niepewności ale teraz będę sie starała dodawać co 2-3 dni bo mam już napisane 33 strony A4 tylko kwestia opublikowania. Soooo.... Miłego czytania :)





Łzy Honoru #2


- Zaczęło się! – krzyknął ktoś na korytarzu – Zaatakowali! – w klasie wybuchła panika. Wszyscy krzyczeli nie wiedząc co mają zrobić. Do ostatniej chwili mieli nadzieję, że jednak najeźdźcy się wycofają.
- Proszę zachowajcie spokój! – uspokajała nauczycielka. Niestety, starsza kobieta nie miała wystarczająco donośnego głosu żeby przekrzyczeć spanikowanych nastolatków. Kookie, jako ten odważny postanowił  pomóc kobiecie. Wszedł na nauczycielskie biurko i krzyknę
- LUDZIE! OGARNIJCIE SIĘ! NIE JESTEŚCIE JUŻ DZIEĆMI! BIERZCIE SIĘ W GARŚĆ I IDŹCIE WALCZYĆ O HONOR!– w sali zapanowała cisza. Wszyscy wpatrzeni w chłopaka oczami pełnymi przerażenia powoli zaczęli spuszczać wzrok i brać swoje rzeczy. Krokiem pełnym strachu i obawy, jeden po drugim zaczęli wychodzić z Sali lekcyjnej. On również zeskoczył z biurka lądując na podłodze bez najmniejszego zawahania i chwycił HaRi za rękę sygnalizując, żeby i ona wyszła. On szedł za nią, a za ciemnowłosym szedł YoonGi.
            Na korytarzu było głośno i tłoczno. Wszyscy krzątali się nie wiedząc co mają robić. Wiedzieli, że prędzej czy później muszą opuścić szkołę, ale jednocześnie wszyscy bardzo się bali. Sytuacja bardzo wszystkich zaskoczyła. Nigdy wcześniej nie było problemów z sąsiadami. Nagle, z dnia na dzień postanowili zaatakować. Nikt nie wiedział co było tego powodem. Nastolatek szedł przez szkołę pogrążony w myślach. Myślał  o rodzicach. Gdzie są i co robią. Bał się.
- Gdzie idziemy? – zapytała HaRi podążająca za nim krok w krok
- Jak to gdzie?! – zapytał retorycznie – Walczyć.
- Nie poczekamy? – zapytała drżącym wzrokiem
- Na co?! – krzyknął pytająco – Na co ty chcesz tu czekać?! Aż będzie za późno?! Aż żołnierze zbombardują budynek?! – krzyczał zły na głupotę przyjaciółki – Oni nie są głupi! Zawsze najpierw atakują budynki gdzie są duże skupiska ludzi. Szkoły, biurowce… Chcesz umrzeć?! Chcesz umrzeć bez walki?!
- Aniyo… - powiedziała smutno. W jej głosie było pełno, żalu. Była dla chłopaka jak siostra. Chłopak chciał pokazać, że on nie boi się o nic. Że nie boi się  wyjść i walczyć. Że dla niego liczy się honor i dobro narodu a nie jego życie. Walczył ze sobą, ale ostatecznie nie dał rady. Stanął i odwrócił się do dziewczyny. Spojrzał jej w oczy i przytulił. Czuł jak na jego mundurku zaciskają się jej delikatne dłonie. Martwił się o nią. Była jemu bardzo bliska i bał się ją stracić. Przeciez to takie delikatne stworzenie.
- Musimy. – szepnął – HaRi nie mamy innego wyjścia. Zobaczysz, że wszystko się dobrze skończy. Za chwilę będziesz siedzieć szczęśliwa w domu razem z rodziną. – pocieszał  ją oszukując samego siebie. Dziewczyna wymusiła delikatny uśmiech. On również to zrobił i stanowczym krokiem wyszli ze szkoły. Na zewnątrz było jeszcze większe zamieszanie niż w szkole. Wszędzie biegali ludzie. Wielu z nich to żołnierze. Jung Kook szedł  z przyjaciółką i rozglądał się. Udawał, ze wypatruje miejsca gdzie będą potrzebni, ale tak naprawdę wypatrywał YoonGiego. Martwił  się o niego. Wiedział, że to mądry chłopak, ale straszna z niego niezdara. Nie chciał  go stracić. Postanowił jednak, że nie może zajmować sobie głowy chłopakiem, a musi skupić się na tym co dzieje się wokół niego.
- Przepraszam. – powiedział  podchodząc do żołnierza – Jeśtmy uczeniami SOPA*. Jesteśmy gotowy pomóc. Co mamy robić? – zapytał
- Idźcie pod centrum handlowe. Tam powinien być oficer Joen Sang Li. – tłumaczył – On pokieruje was dalej.
- Kamsahabnida. – podziękował wciąż przerażony Kook
- Tylko uważajcie na siebie. – krzyknął się żołnierz gdy przyjaciele odchodzili


            Idąc ulicą chłopak cały czas słyszał strzały. Przyprawiały go one o dreszcze. Wiedział, że są one kierowane w czyjąś stronę. Być może za każdym z nich, ktoś tracił życie. Czasami było słychać głośny huk. Nie wiedział co to jest. Może wybuch? Bał się. Wiedział, że zaraz możesz nie mieć ratunku. Zaraz może być…
- Uważaj! – krzyknął ktoś i rzucił się na niego i idącą obok HaRi przewracając ich na ziemie. Dzięki temu przyjaciele wylądowali schowani za niedużym kontenerem. Po chwili Kookie usłyszał serię strzałów. Głosy ludzi. Nie był to Koreański Południowy. Potem krzyki. Płacz. Oddychał  ciężko. Wiedział, że zaraz wszystko może się skończyć. Lada chwila, ktoś może zajrzeć za kontener a wtedy nie będzie dla nich szans.
            Po chwili wszystko ucichło. Ciastek słyszał dźwięk oddalających się kroków. Strach zaczął odchodzić.
- Już możemy wstać. – powiedział chłopak powoli zsuwając się z dwójki przyjaciół.  Jung Kook nie znał go wcześniej. Odwrócił się żeby Zobaczyć kim jest ich wybawca. Oniemiał. Był to chłopak o ciemnobrązowych włosach. Twarz miał drobną. Był bardzo przystojny. Kookie patrzył mu prosto w oczy. Chłopak również znieruchomiał.
- Kamsahabnida. – przerwała ich rozmowę wzrokiem HaRi. Chłopak oderwał wzrok od Kooka i przeniósł go na jego przyjaciółkę. – Uratowałeś nam życie.
- Nie ma za co. – powiedział – Taka moja rola. Jesteśmy armią. Musimy sobie pomagać. – powiedział rzucając do ciemnowłosego lekki uśmiech. On patrzył  na chłopaka i ciężko oddychał
- Czekaj! – krzyknął obudzony z transu – Jesteś ranny. – ukucnął i złapał chłopaka za krwawiącą rękę. HaRi w jednej chwili sięgnęła do apteczki i wyjęła spirytus salicylowy i bandaż
- Zostaw. – powiedział krótko chłopak powstrzymując ich od opatrzenia rany – To nic takiego. Później to ci się bardziej przyda. – powiedział z lekkim uśmiechem po czym ostrożnie się podniósł. Kiedy już był pewien, że nie widać zagrożenia podał HaRi a następnie Kookiemu rękę i pomógł się podnieść. Cała  trójka stała jak wryta. Na ulicy roiło się od krwi i ciał ludzi. HaRi bezwładnie opadła na ziemie wybuchając płaczem
- Czemu to się dzieje?! Ja tego nie zniosę! – krzyczała przez łzy – Ja chcę żyć!
- Uspokój się! – krzyknął chłopak na swoją przyjaciółkę – Nie płacz tylko wstawaj! – powiedział podając jej rękę – Jesteś sanitariuszką, musisz pomagać! – pomógł jej wstać.
- Tu już nic nie zdziałacie ale idźcie pomagać dalej. – powiedział nieznajomy chłopak po czym wybiegł zza kontenera
- Ale poczekaj! Kajima! – krzyknął Jung Kook za chłopakiem. Nie chciał aby odszedł. Nie myślał o YoonGim który przez tyle lat tak bardzo mu imponował. Teraz liczył się tylko on.
- Wy macie swoje zajęcia ja swoje. – powiedział – Mianhabnida – odwrócił się i pobiegł dalej. Do ciemnych oczu znów napłynęły mu łzy

- Kayo! – rozkazał przyjaciółce po czym stanowczym krokiem opuścili kryjówkę. HaRi mniej odważnie podążyła za Kookim. Szli, mijając zakrwawione ciała. Byli to dorośli i dzieci. Chciało im się płakać kiedy widział kilkuletnie poległe dzieci trzymające w ręku nieduży nóż. Było to dla nich nie do pojęcia. Jung Kook jeszcze rano szedł sobie jak co dzień do szkoły, martwiąc się kartkówką z matematyki, a chwilę później musiał walczyć. Nie potrafił tego pojąć, a przecież wiedział, że to dopiero początek.




Mini słowniczek:

aniyo - nie 
kayo - chodźmy 
kajima - nie odchodź
mianhabnida - przepraszam (formal.)
kamsahabnida - dziękuję (formal.)
*SOPA - School Of Performing Arts Seul

Wyniki wyszukiwania



감사합니다
~사기

niedziela, 6 września 2015

Łzy honoru #1

Annyong!




 Dzisiaj mam dla was kolejny imagin - Łzy honoru. Tym razem trochę zaszalałam i puściłam wodze wyobraźni ponieważ akcja dzieje się na wojnie. Jest to mój pierwszy paring  YoonKook. Dodatkowo występuje jeszcze TaeHyung i ich przyjaciółka Ha Ri. Imagin będzie dłuuugi~ Jak bardzo tego nie wiem bo cały czas jest w trakcie pisania i mam nadzieję, że się go będzie dobrze czytało :) 




Łzy honoru #1



- Kookie pośpiesz się bo się spóźnimy! – krzyknęła do chłopaka HaRi – jego przyjaciółka od zawsze. Dziś, jak co dzień chłopak szedł z nią do szkoły, ale tym razem  wyjątkowo nie miał humoru. Nic mu się nie chciało. Czuł, że to będzie nie fajny dzień. Od rana nic mu się nie udawało. Gdy tylko wstał, zrzucił z szafki nocnej ramkę ze zdjęciem, tłukąc w niej szybkę. Chwilę później wychodząc z pokoju uderzył  palcem u stopy  o róg szafki. Przy śniadaniu rozlał mleko i przed samym wyjściem do szkoły przypomniał sobie o kartkówce z matematyki, na którą nic nie umie. Natomiast HaRi miała wręcz przeciwny nastrój – była wyjątkowo radosna. Chodziła podskakując jak mała dziewczynka. Cały czas śmiała się i uśmiechała.
-  Przecież idę… - odpowiedział jej ponuro
- A gdzie twój dobry humor? Zapomniałeś zabrać go z domu? – zapytała
- Oh HaRi, naprawdę nie mam ochoty na żarty. – powiedział przyjaciółce na odczepnego ignorując to, że dziewczyna naprawdę się o niego martwi.
- Oj no weź…! – powiedziała Ha robiąc urocze aegyo. Zignorował to, mimo iż dziewczyna była w tym naprawdę dobra. HaRi nie chciała być ignorowana szybko więc wpadła na pewien pomysł. Zaszła mu drogę i stanęła jak wryta robiąc kolejne urocze aegyo.
- Miso. –powiedziała. Nie mógł  jej nie ulec – była zbyt urocza. Mimowolnie na twarzy Ciastka pojawił się lekki uśmiech. – No, tak lepiej! – powiedziała zadowolona z siebie Ha. Obydwaj się zaśmiali po czym dziewczyna złapała go za rękę i pociągnęła, sygnalizując żeby szedł szybciej – Naprawdę zaraz się spóźnimy!
- Oj tam przestań! – powiedział  niechętny do nauki chłopak– Czemu ty zawsze musisz być taka punktualna?
- Ty mi lepiej powiedz czemu zawsze musisz się spóźniać? – odpowiedziała na pytanie pytaniem
- Nie zawsze…
- Mhm… - powiedziała dziewczyna złowieszczo. On zasadził jej symbolicznego kopniaka żeby się od niego odczepiła. HaRi była niesamowita. Nawet w najgorszy dzień potrafiła poprawić mu humor. Jednak chłopak nigdy nic do niej nie czuł. Nie wiedział czemu. Zawsze była dla niego tylko bliską przyjaciółką. Nigdy nie myślał o niej jako o swojej dziewczynie. Mieli relacje rodzeństwa.


- I co? Wcale się nie spóźniłyśmy! – powiedział do przyjaciółki przed bramą szkoły.
- Nie… - odpowiedziała – Ale prawie. – dokończyła po czym obaj się zaśmieli. Pierwsza lekcja którą mieli to była matematyka. Ta nieszczęsna matematyka której nie potrafił pojąć. I do tego ta kartkówka. Kookie był naprawdę dobrym uczniem, co tłumaczyło to, że był w rankingu 10 najlepszych drugoklasistów w szkole elitarnej. Co prawda ranking ten zamykało właśnie jego nazwisko, ale jednak było ono tam, co było dla niego wielkim wyróżnieniem. Każdy chciał się znaleźć na tej liście. Ale dzisiaj ta matematyka i ta kartkówka. Przez niepowodzenie chłopak mógł wypaść z „rankingu szczęśliwców i chluby szkoły”.
- Nie żebym jej źle życzył – zaczął mówić – Ale pani Song Hyo Bin mogłoby dzisiaj nie być…
- Czemu? – zapytała zdziwiona – Matematyka to najlepszy przedmiot! – powiedziała jego przyjaciółka – mat-fiz. On był raczej  humanistą-językowcem i w kwestii nauki nie mogli znaleźć u siebie porozumienia. Ale dużym plusem było to, że HaRi odrabiała lekcje z przedmiotów ścisłych a chłopak z pozostałych. Dzięki temu mialio połowę mniej pracy domowej.

Gdy przyjaciele weszli do szkoły bardzo się zdziwili. Zawsze gwarna i tłoczna, teraz cicha i pusta. Nawet podczas lekcji było tu głośniej niż teraz. Ani żywej duszy. Jung Kook spojżał na telefon, do dzwonka zostało siedem minut, nie byli więc spóźnieni. Ani on ani Ha nic nie mówil. Obydwaj nie mieli pojęcia co się dzieje. Szli do szafek w milczeniu. Gdy tam doszli ku ich szczęściu w korytarzu ukazała się postać chłopaka.
- YoonGi?! – krzyknął Kookie. Nie wiedzieć czemu owy blondyn niesamowicie mu imponował. Lubił na niego patrzeć. Może i nie był najlepszy w kwestii nauki bo on też zamykał listę, ale była to lista wszystkich uczniów w szkole.  Chłopak odwrócił się i pomachał im ręką po czym szybko podbiegł.
- Annyong! Suga co tu się dzieje?! – spytała chłopaka HaRi używając jego pseudonimu – Gdzie są wszyscy?
- Nie ważne. – rzucił z wielką powagą. W jego oczach malowało się przerażenie – Nie rozbierajcie się tylko chodźcie bo cała klasa a was czeka.
- Ale o co chodzi?! – zapytał  przyjaciela
- Jest jakaś poważna sprawa.
- Ale jaka?! – krzykął
- Nie wiem! Pośpiesz się to może zaraz się dowiemy! – poganiał go chłopak. Ciastek zamknął szafkę i ciągną HaRi za rękę. W pełnym przerażeniu poszl za chłopakiem do klasy. Suga wziął głęboki wdech i zapukał.
- Proszę wejść. – rozległ się głos pani Song Hyo Bin. Blondyn otworzył drzwi po czym osłupiał. Jung Kook szybko przesunął chłopaka z przejścia wiedząc, że coś jest nie tak i wpadł do klasy ciągnąc za sobą HaRi. Gdy tylko zobaczył resztę ludzi, stanął jak wryty. Ha również. Cała klasa stała w pełnym uzbrojeniu wojskowym z przepaskami z Koreańską flagą na prawych rękach. Chłopacy trzymali broń a dziewczyny nie duże torby z narysowanymi krzyżykami. Można było się domyśleć, że są to apteczki.
- Mogę wiedzieć co to ma znaczyć?! – krzyknął YoonGi obudzony z transu
- Wojsko Korei Północnej przekroczyło granicę. Są już nie daleko. Chcą walczyć. – powiedziała z udawanym spokojem nauczycielka
- Co proszę?! – krzyknął Suga – Pani sobie jaja robi?! – normalnie nauczycielka zganiła by go za słownictwo ale tym razem miała ważniejsze sprawy na głowie.
- Nie. Mówię szczerą prawdę. – odpowiedziała kobieta
- Będziemy walczyć? – zapytał Kookie przerażony tą sytuacją
- Musimy. Wszyscy będą. Nawet najmłodsi. – tłumaczyła
- Ale ja nie potrafię! – krzyknęła HaRi wylewając z siebie potok łez – Ja nie potrafie! Ja nie chcę! Ja jestem jeszcze zbyt młoda! – krzyczała w panice. Suga i jego kolega NamSong złapali ją za ręce i przygwoździli do ściany a Ciastek przed nią mrożąc ją wzrokiem. Dziewczyna umilkła oddychając ciężko.
- Posłuchaj, nikt z nas nie umie. – tłumaczył z niesamowitą powagą w głosie – Ale jest taka sytuacja, że nie mamy wyjścia. – mówił ledwo co powstrzymując łzy strachu po czy odwrócił się od Ha i wziął z biurka nauczycielskiego broń, apteczkę i przepaskę którą od razu założył na rękę. – Ja jestem po operacji. Nie mogę biegać ani się męczyć a też muszę – powiedział do HaRi podając jej apteczkę i drugą przepaskę.
- W torbie macie nóż. – powiedziała nauczycielka – Na wszelki wypadek. Możecie go używać, ale uważajcie. – nagle w Sali rozległ się huk.
- SangSe zemdlała! – krzyknęła HaRi
- To przez emocje. – powiedziała nauczycielka - Szybko, ocućcie ją.– rozkazała po czym trzy dziewczyny obudziły koleżankę. Jeon Jung Kook stał jak wryty. Nie wiedział co masz zrobić. Bał się ale miał silną osobowość i nie chciał tego pokazywać. Próbował to sobie wyobrazić ale nie potrafił. „Ja na wojnie? Nie potrafię!” myślał. Miał dopiero 18 lat a musiał walczyć za Koreę. Kochał ten kraj i czuł, że jest gotowy zginąć za ojczyznę. Jednak bardzo się tego bał.  Nagle z głębokich rozmyśleń wyrwało go coś dziwnego. Po ciele przeszedł go dreszcz. Spojrzałaś na swoją dłoń którą obejmowała jakaś inna dłoń. Spojrzałaś w górę. To była dłoń Sugi.
- YoonGi! – krzyknął – Co ty do cholery wyrabiasz! Puść mnie!
- Ale kiedy jak się boję… - powiedział. Ciemnowłosy popatrzył na chłopaka błagalnie. Chwycił go za drugą dłoń i patrząc prosto w oczy powiedział.
- Ja też się boję. Każdy się boi. Ale bądź silny a zobaczysz że wszystko dobrze się skończy. – tłumaczył zaciskając usta i z trudem powstrzymując łzy. Chłopak spuścił wzrok na podłogę i wyswobodził dłonie Ciastka z uścisku. Nagle przypomniał sobie o rodzicach. Szybko chwycił za telefon i wybrał numer mamy. Jednak po chwili znieruchomiał. „Wszystkie linie zostały zablokowane z powodu przeciążenia” usłyszał w telefonie. Bezwładnie upadł na ziemię i wybuchnął płaczem. Wiedział, że nie ma możliwości usłyszenia się z rodzicami. A był z nimi bardzo blisko. Niesamowicie blisko.
- Co ci się stało?! – zapytała HaRi siadając obok Kookiego i obejmując go jedną ręką – Przecież miałyśmy być silne!
- Linie są zablokowane. – powiedział przez łzy. Chłopak szybko zobaczył, że w oczach przyjaciółki również zbierają się łzy.

- Zobaczycie się. – powiedziała trzymając oppę za rękę – Już niedługo się zobaczycie. – pocieszała go ale po jego policzkach wciąż spływały duże łzy. Nagle ciszę jaka panowała w szkole przerwał ogromny huk.


Kansahabnida 

~Sagi

poniedziałek, 6 lipca 2015

Jedna chwila #6 OSTATNI

Annyong! 




Dziś kolejna i już ostatnia częśc imagina "jedna chwila". W tym rozdziale wszystko się wyjaśni i zakończy. Jak? dowiedzcie sie sami czytając ostatnią (;c) częśc...



6. Jedna chwila

- Wychodzimy! – krzyknęli chłopacy który szli na trening.
- Annyong! – krzyknęłaś do nich radośnie. Mieszkałaś w dormie już dwa miesiące. Tu wszystko było lepsze. Wszyscy o ciebie dbali. Jimin w pełni odzyskał siły i zaczął chodzić na treningi. Ty robiłaś za mamę zespołu. Dbałaś o porządek i zdrowie chłopaków. Mimo, że myślałaś, że utrzymanie w tajemnicy obu związków w dormie będzie trudniejsze niż w szpitalu, okazało się być całkiem odwrotnie. Co raz jeden albo drugi chłopak symulował chorobę wymigując się od treningów, aby móc spędzić tę chwilę z tobą.
- Oppa! – krzyknęłaś Gdy byłaś pewna, że chłopacy już są daleko – Możesz wyjść! Poszli sobie! – zawołałaś V. Po chwili drzwi od sypialni otworzyły się i zza nich wysuną się Tae. Na twarzy miał twój, zbyt jasny dla niego podkład alby sprawić wrażenie bladego. Pod oczami miał wymalowane wory. Wyglądał naprawę na bardzo chorego. – Tae proszę zmyj z siebie ten makijaż bo strasznie wyglądasz. – zawołałaś z kuchni
- Dobrze. Ale ty nie rób dziś dla nas obiadu. – poprosił cię chłopak
- Wae? – zapytałaś zdziwiona decyzją V
- Zjemy na mieście. – powiedział krótko po czym dał ci szybkiego całusa i poszedł do łazienki doprowadzić się do stanu w którym nie wyglądał jak zdjęty z łoża śmierci.
- Co on znowu wymyślił? – mówiłaś szeptem sama do siebie.
- Witam moją śliczną! – powiedział Tae wślizgując się do kuchni. Nareszcie wyglądał zdrowo.
- No to co dzisiaj mój śliczny planuje na ten obiad? – zapytałaś wykorzystując zwrot V do ciebie
- Przekonasz się sama. – powiedział – Jeśli tylko uda mi się wyciągnąć ciebie z tej kuchni… - powiedział chopak przedrzeźniając cię. Ty zasadziłaś mu symbolicznego kopa
- No dobra już dobra. – powiedział śmiejąc się
- Tak, wiem. Słabszych się nie bije – powiedziałaś żartując. Tae chwycił trochę mąki stojącej na stole i sypnął twoją stronę. Ty zrobiłaś to samo. W ten sposób zaczęła się wasza wojna na mąkę. .Śmialiście się i bawiliście przy tym jak małe dzieci. Po chwili cała kuchnia łącznie z wami była pokryta białym proszkiem. TaeHyung szybkim ruchem przyciągnął cię do siebie i pocałował. Kiedy skończyliście pocałunek powiedziałaś.
- No dobra cwaniaku. Teraz to sprzątaj
- Ale uni… - powiedział chłopak robiąc urocze aegyo
- Eem. Przyzwyczaiłam się do tego. – powiedziałaś i wręczyłaś chłopakowi zmiotkę. – Raz, dwa do roboty. – pogoniłaś go do sprzątania. On niechętnie, ale poddał się twojemu rozkazowi.

- No to czysto. – powiedział chłopak po skończonej robocie
- No powiedzmy… - odpowiedziałaś przejeżdżając palcem po blacie
- Starałem się więc nie narzekaj perfekcyjna pani domu!
- No dobra dobra. Nie podskakuj. – powiedziałaś uśmiechając się do chłopaka – Idź się przebrać.
- A ty?
- Ja też już idę. – powiedziałaś i wygoniłaś chłopaka. Przykryłaś obiad i wstawiłaś do lodówki. Napisałaś kartkę do chłopaków, że obiad jest w lodówce, i że zjesz a mieście a V powiedział, że nie jest głodny. Potem poszłaś się ubrać. Chodzenie o kulach nie sprawiało ci już większego problemu. Nałożyłaś śliczną, turkusową sukienkę.
- Czy perfekcyjna pani domu już gotowa? – zawołał V przed drzwiami do łazienki
- Już zaraz! – pwoedziałaś i po chwili otworzyłaś drzwi. Tae stanął jak ortyt. Był przyzwyczajony do ciebie w bluzie i rurkach a nie w sukience i pełnym makijażu.
- Pięknie wyglądasz. – powiedział
- Kamsahabnida. Ty też nieźle się odwaliłeś! – odpowiedziałaś. I faktycznie tak było. Nałożył on rurki, białe trampki czarną marynarkę, białą koszulę i krawat.
- Więc czy mogę zaprosić panią na obiad? – zapytał głęboko się kłaniając i wyciągając w twoim kierunku rękę
-  Ależ oczywiście dżentelmenie. – zaśmiałaś się i położyłaś dłoń na jego dłoni. Chłopak wyprostował się i przełożył twoją dłoń na swoje biodro. Takim sposobem zostałaś zaprowadzona przez oppa aż do samej restauracji. Usiedliście przy stoliku na zewnątrz. Patrzyłaś na chłopaka i podziwiałaś jego idealną urodę. Całkiem zapomniałaś o Jiminie.
- Żebyś tylko wiedziała jak bardzo cię kocham. – powiedział oppa biorąc twoją dłoń do swojej.
- Wiem. – powiedziałaś – Żebyś ty wiedział jak ja bardzo cię kocham… - powtórzyłaś po chłopaku – Żebyś wiedział jak wiele dla mnie znaczysz…
- Wiem. – odpowiedział twierdząco
- Nie wiesz… - zaprzeczyłaś
- W takim razie ty też nie wiesz.
- Ja wiem.
- To jakim sposobem ty możesz wiedzieć a ja nie? – zapytał chłopak który nie rozumiał o czym do niego mówisz
- Bo ja jestem kobietą. – powiedziałaś uśmiechając się złowieszczo.
- Nie rozumiem was…
- I nawet nie próbuj zrozumieć! – zaśmiałaś się i puściłaś oczko do oppa. Rozmawialiście, śmialiście się. Było wam idealnie. Zapomnieliście o całym świecie. Zapomnieliście o tym, że to główna ulica Seulu. Dla was istnieliście tylko wy. Reszta była nie ważna. Po zjedzonym obiedzie wybraliście się powolnym krokiem do domu. Podziwiałaś Seul. Kochałaś to miasto. Szliście w objęciu gdy nagle na swoim gołym ramieniu opczółąś czyjąś zimną rękę. Stanęłaś jak wryta. Nie odwracając się zapytałaś kamiennym głosem
- Jimin?
- Nie. Duch święty! – krzyknął zirytowany chłopak odpychając V na bok i łapiąc cię za ramiona. – Co ty do cholery robisz?! Myślałem, że jesteśmy razem!
- Bo jesteśmy! – krzyknęłaś ze łzami w oczach
- Uni..? – zapytał nieśmiale Tae
- Nic nie rozumiecie! To nie tak! Bo ja… Bo nie miało być… - plątałaś się w słowach nie wiedząc co zrobić. Patrzyłaś dla Jimina w oczy. Chciałaś zapaść się pod ziemię. Dopiero teraz zrozumiałaś jak straszne były twoje czyny.
- Jesteś pustą i zakłamaną dziewczynką! – krzyknął Jimin i nie mogąc opanować swoich nerwów otwartą dłonią uderzył cię w twarz. Do oczu napłynęły ci łzy ale nie były one spowodowane bólem a przykrością jaką ci sprawił.
- Czy cie powaliło idioto!? – krzyknął Tae i zaskoczył na chłopaka uderzając go pięściami po twarzy.
- TaeHyung! Nie! – krzyczałaś ale chłopacy cię zignorowali. Wymieniali się ciosami. Nie wiedziałaś co masz zrobić i wybrałaś chyba najgorszą opcję jak była możliwa. Uciekłaś. Kuśtykałaś o kulach tak szybko jak tylko potrafiłaś. Nie patrzyłaś gdzie biegniesz. Po prostu chciałaś uciec jak najdalej. Dopiero wtedy poczułaś jak bardzo tęsknisz za mamą. Byłaś gotowa odejść bez pożegnania. Nie chciałaś się przed nimi więcej pokazywać. Chciałaś być z omma. Nagle w głowie ci zawirowało. Poczułaś okropny ból. Nic nie słyszałaś a obraz ci się rozmazywał. Poczułaś jak podłoga uciekła ci spod nóg. Upadłaś. Słyszałaś ludzi. Panikowali. Potem karetka. Nie wiedziałaś co się dzieje.



- Idioci! – krzyczał na Taehyunga i Jimina lider – Jesteście zespołem! Jak mogliście! Nie macie za grosz szacunku do siebie! Jak wy wyglądacie!? Za trzy dni mamy koncert a wy macie rozwalone twarze! Nieodpowiedzialne dzieci! – krzyczał Rap Mon.
- Odchodzę! – krzynką Jimin i wyszedł z dormu zatrzaskując za sobą drzwi. V również wyszedł zatrzaskując drzwi od sypialni. Chłopacy byli osłupieni owym zdarzenie.
            TaeHyung rzucił się na łóżko i zaczął płakać. Nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Wił się i szamotał na łóżku krzycząc. Walczył z chęcią odebrania sobie życia. Rzucał wszytkim co znalazł pod ręką. Nagle w sypialni rozległ się głos telefonu. Tae niechętnie chwycił za niego i odebrał.
- Ne?! – rzucił krótki
- Pan Kim TaeHyung? – zapytała kobieta z telefonu
- Ne.
- Annyong haseyo. Dzwonię ze szpitala głównego z działu intensywnej terapii. Pani ______ jest w ciężkim stanie. Krwiak w głowie jej się rozlał i nie wiemy czy uda nam się ją uratować.
- Co do cholery?! Jaki krwiak?! Przecież nie było żadnych zarzutów! – krzyknął i wybiegł z sypialni. Przebiegł przez dorm.
- Tae co ci się stało?! – krzyknął Jin ale chłopak nie odpowiedział. Wypadł za drzwi i pobiegł do szpitala. Biegnąc z trudem wybrał na telefonie numer Jimina. Nie chciał z nim rozmawiać ale wiedział, że to konieczność. Chłopak był pewny, że kolega dzwoni żeby kontynuować z nim kłótnię, postanowił więc nie odbierać telefonu, nie wiedząc jak trudna jest sytuacja. Tae nie dawał za wygraną i cały czas wydzwaniał do chłopaka. Ale nic. Żadnego odzewu.
- Co za idiota! – krzyczał do siebie zły na Jimina jeszcze bardziej niż poprzednio - _____ umiera a on nie raczy odebrać telefonu! – krzyczał przez łzy. Wpadł do szpitala i pobiegł na oddział intensywnej terapii. Na korytarzu wpadł na grupę lekarzy biegnących z jakąś dziewczyną na łóżku. To była ______. Tae przepchną się przez lekarzy chcąc zobaczyć dziewczynę. Miała ona otwarte oczy.
- _________! Kocham cię! Kocham cie i przepraszam za wszystko! – krzyknął wylewając potok łez
- Proszę się odsunąć! – krzyknął lekarz i odepchnął chłopaka – Ona umiera! – dopowiedział i zostawili chłopaka na korytarzu.
- Aniyo! – krzyknął i bezwładnie osunął się na ziemię pogrążając się w płaczu. Po raz kolejny chwycił z telefon i zadzwonił do Jimina.
- Czego chcesz?! – odezwał się chłopak. Tae uradowany szybko odpowiedział
- Ona umiera!
- Jaka „ona”?!
- ________!
- Mwo??!
- Jestem w szpitalu głównym na intensywnej terapii! Choć tu szybko! – Jimin w jednej chwili rzucił telefon i wybiegł z domu. Chwycił za kluczyki od samochodu mamy mimo, że nie miał prawa jazdy. Umiał prowadzić ale nigdy nie miał czasu zdać egzamin. Jechał przez miasto ignorując wszystkie przepisy. Nie obchodziło go nic, tylko ______. Po 10 minutach wpadł na intensywną terapię
- Gdzie ona jest?! – wykrzyczał po czym spostrzegł TaeHyunga pochylonego nad łóżkiem na którym leżała blada dziewczyna. Jimin nie widział dokładnie jej twarzy ale dobrze wiedział kim ona jest.
- Aniyo! – krzyknął i rzucił się na podłogę uderzając pięściami o podłogę. – To nie mogło się stać! – krzyczał  rzucając się po podłodze. Nagle poczuł na sobie czyjąś zimną dłoń. Roztrzęsiony podniósł głowę. Była  to dłoń TaeHyunga.
- Niestety. – powiedział przez łzy V – Już jej nie ma. – po tych słowach podniósł kolegę do siadu i przytulił szepcząc mu do ucha – Ona była silna więc i my bądźmy. – po czym położył na jego ramionach dłonie i patrzył mu prosto w oczy – I mam nadzieję, że wrócisz. 




 mini słowniczek 
 aniyo - nie
mwo? - co?
ne/ye - tak
wae? - czemu?
Kamsahabnida - dziękuję (formal.)
annyong - cześć
~Sagi

niedziela, 5 lipca 2015

Jedna chwila #5

Annyong!


Dzis kolejna i już przed ostatnia część imagina "jedna chwila". Po krótkiej przerwie ale jest :) Zapraszam do czytania


5. Jedna chwila

Dni w szpitalu były podobne. Prowadziłaś potrójne życie. Jedno wśród chłopaków jako singielka, drugie z TaeHyungiem a trzecie z Jiminem. Mimo wielu trudności udawało ci się utrzymać to wszystko w zgrabnym porządku. Gdy nie było chłopaków szłaś do Jimina. Wyćwiczyłaś sobie sprawniejsze przechodzenie z łóżka na wózek które przestało ci sprawiać ból.  Później wózek zastąpiły kule, które były praktyczniejsze. Łatwiej ci było zabierać je ze sobą gdzie tylko chciałaś. Spędzałaś z nim każdą „samotną” chwilę. Gdy chłopacy z różnych powodów zostawiali ciebie i V samych, wtedy wy mieliście chwilę dla siebie, a gdy byłaś ze wszystkimi grałaś samotną dziewczynę która nawet nie śmie myśleć o związku z którymś z nich.

- Annyong haseyo. – powiedziała wchodząca na twoją salę pielęgniarka – Przepraszam ale musimy zabrać _________ na badania. – po jej słowach chłopacy popatrzyli po sobie i posłusznie rozsunęli się robiąc ci miejsce. Jimin który również poruszał się o kulach podpierając się na jednej z nich usiłował chwycić twoje i ci podać.
- Hyung, może lepiej będzie jak ja to zrobię. – powiedział Tae wyręczając chorego kolegę
- Kamsahabnida. – podziękowałaś dla oppa po czym sprawnie wyszłaś z sali. – Jakie tym razem będę miała badania? – zapytałaś pielęgniarkę
- Ostateczne.
- Co to znaczy?
- Ostateczne, które zdecydują czy możesz już wyjść ze szpitala. – wytłumaczyła ci z uśmiechem pielęgniarka
- Jinja?! – zapytałaś niedowierzając
- Ye. Już wystarczająco długo tu siedzisz. Czas zwolnić miejsce kolejnemu połamańcowi. – powiedziała pielęgniarka śmiejąc się. Byłaś niezwykle uradowana.
- A co z Jiminem? – zapytałaś
- Park JiMinem? – zapytała pielęgniarka
- Ye.
- On już miał.
- I co? – zapytałaś z ciekawością
- Wychodzi jutro. – powiedziała pielęgniarka która była radosna tak samo jak ty. Cieszyła się twoim szczęściem.
- Co za cham! Nic mi nie powiedział! – krzyknęłaś żartobliwie
- Bo się umówiliśmy, że to będzie niespodzianka. Ale sama się wygadałam… - powiedziała kobieta – Udawaj, że nic o tym nie wiesz.
- Dobrze. – potwierdziłaś – Nic nie słyszałam. – pwoedziałaś tryskając radością.

            W gabinecie lekarz zbadał cię. Zrobił ci prześwietlenie klatki piersiowej i amputowanej nogi oraz rezonans głowy. Zważył, mierzył i wykonał masę innych, koniecznych badań.
- Panno ________. Więc twoje wyniki są bardzo pozytywne. Żebra, głowa i noga goją się bez zarzutów. Jest tylko jeden mały problem. – mówił lekarz
- Jaki?
- Masz w głowie niedużego krwiaka pouderzeniowego. Na razie jest on nie groźny i nie będziemy cię trzymać z jego powodu w szpitalu. – powiedział – Tylko musisz chodzić na badania co pół roku i przez najbliższe 4 miesiące z wysiłkiem fizycznym. Nie przemęczaj się. – tłumaczył lekarz
- Rozumiem. Czyli, że wychodzę.
- Jutro. – powiedział lekarz. Mimo, że nie chciałaś, wybuchnęłaś radością. Zaczęłaś skakać na jednej nodze, krzyczeć i przytulać wszystkich. Gdy tylko uzyskałaś pozwolenie jak najszybciej pokuśtykałaś do Sali Jimina na której była reszta chłopaków.
- Jimin ty idioto! – wpadłaś na salę krzycząc. Wszyscy chłopacy aż podskoczyli a Jimin z przerażenia usiadł na łóżko.
- Co ja takiego zrobiłem? – zapytał niezorientowany chłopak
- Czemu mi nie powiedziałeś?
- Czego ci nie powiedziałem?
- Ni powiedziałeś mi, że jesteś wolny!? – krzyczałaś na chłopaka
- Bo… Własnie teraz miałem… - szamotał się chłopak – Ale, zaraz zaraz. Skąd ty to wiesz? – zapytał chłopak. W tym momencie przypomniała sobie o obietnicy złożonej pielęgniarce.
- Na tablicy pacjentów pisze. – kłamałaś aby nie wydać kobiety
- Mhm… - powiedział niedowierzając chłopak
- A jak badania? Co ci robili? – zapytał troskliwie Suga
- Nie ważne co jej robili! Ważne czy wyniki są pozytywne! – dopowiedział V
- Robili mi ostateczne. – powiedziałaś
- I co? – zapytali jednogłośnie
- Nie mieli żadnych zarzutów – skłamałaś - Wychodzę! Wszyscy wychodzimy! Jutro! – krzyczałaś rozpromieniona. Wszyscy krzyczeli razem z tobą robiąc hałas na cały dział. Po chwili jednak spoważniałaś i usiadłaś na łóżko.
- Co ci się stało? – zapytał Kooki siadając obok ciebie
- Bo moja mama cały czas jest pod opieką psychologa… - mówiłaś smutno – Czeka mnie pusty dom… Pusty dom tak daleko od was… - ciągnęłaś smutno ze łzami w oczach. Chłopacy spojrzeli po sobie i popchnęli TaeHyunga który upadł na łóżko obok ciebie. Chłopak szybko się ogarnął i usiadł obok ciebie.
- Do w sumie to u nas jest jedno wolne łóżko… - zaczął powoli. Spojrzałaś na niego z niedowierzaniem. – Jeżeli chcesz spać z siedmioma chłopakami w jednym pokoju to…
- Tak! – krzyknęłaś i przytuliłaś chłopaka. Starałaś się żeby owy uścisk wyglądał tylko jak przyjacielski. – Kamsahabnida! Tak bardzo dziękuję! – krzyczałaś. To był najwspanialszy dzień w twoim życiu.
            Gdy sytuacja się opanowała poszłaś do pokoju ogarnąć swoje rzeczy. Byłaś taka szczęśliwa. W nocy nie mogłaś spać. Zbyt dużo myślałaś. Nie wyobrażałaś sobie mieszkania z chłopakami w dormie! Razem, w jednym pokoju. W Seulu. Nie wierzyłaś w to co się działo. Ale dużo myślałaś też o krwiaku. Bałaś się, że coś może ci się stać. Zastanawiałaś się też jak będzie ze związkami z Taem i Jiminem. Wszystko miało się zmienić.




mini słowniczek:
annyong haseyo  - dzień dobry (formal.)
Kamsahabnida - dziękuję (formal.)
ye/ne - tak
jinja? - serio?
~Sagi

piątek, 3 lipca 2015

Jedna chwila #4

안녕하세요! 


Dziś kolejna część tego imagina. Dziś zaczyna się bardzo smutno ale jak się skończy..?



4. Jedna chwila

- Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz. – te słowa przepełniły twoją głowę. Nie wierzyłaś w to co się działo. Siedziałaś na pogrzebie swojego appa. Swojego kochanego appa. Taty który był dla nie tylko ojcem ale i przyjacielem. A teraz patrzyłaś jak jego trumna zakopywana była w ziemi. Płakałaś wielkimi, słonymi potokami łez. Nie miałaś siły na nic. Ledwo utrzymywałaś pozycję siedzącą na wózku ale wiedziałaś, że nie możesz dać po sobie znać, że tak źle się czujesz. Zabrali by cie wtedy do szpitala i nie mogłabyś być na dalszej części pogrzebu. Tak samo jak twoja omma której dziś nie było. Nie widziałaś się z nią od czasu jej wyjazdu do Anglii. 
- Tak mi przykro. – powiedział przez łzy Tae który dyskretnie dotykał swoją dłonią twojej dłoni. Chciał mieć z tobą chociaż najmniejszy kontakt.
- Nie płacz. Przecież go nie znałeś. – powiedziałaś do chłopaka
- Ale kiedy to tak bardzo boli.
- Co takiego? – zapytałaś nie rozumiejąc – Przecież to był nieznany ci człowiek. To mój Appa a dla ciebie nikt.
- Ale tak bardzo boli mnie to kiedy patrzę jak ty cierpisz. – powiedział po czym po jego policzku spłynęła jeszcze większa łza – Wiem jak bardzo go kochałaś. Domyślam się, że był dobrym człowiekiem.
- Bardzo dobrym – poprawiłaś chłopaka
- Próbuję go sobie wyobrazić. Wtedy widzę przy nim ciebie. Uśmiechniętą i pełną życia. – tłumaczył – A potem, gdy powracam do rzeczywistości czuję się tak jak gdybym dostał cios nożem w serce. – po tych słowach w milczeniu spuściłaś wzrok w podłogę zaciskając usta, po to aby powstrzymać się od głośnego krzyku rozpaczy.
- Jesteś silna. – powiedział Suga podchodząc do ciebie i przykucając
- Czemu tak sądzisz? – zapytałaś nie pojmując tego co mówił starszy hyung
- Bo nie rzucasz się w panice i żalu. – wytłumaczył – Po prostu płaczesz. Wszyscy płaczemy. Ale łzy to rzecz ludzka. To czynność która pokazuje, że serce nie wyschło. – powiedział chwytając twoją rękę i kładąc na swoim sercu. Po chwili przy tobie pojawiła się reszta zespołu. Popatrzyłaś na nich. Wyglądali strasznie. Ich twarze pokryte były smutkiem,  żalem, a w oczach miel pełno łez.
- Jesteście wspaniali – powiedziałaś unosząc na nich wzrok. – Dzięki wam mogę mieć  choć trochę szczęścia. – powiedziałaś po czym wzięłaś za rękę siedzącego obok TaeHyunga i przykucniętego przed tobą YoonGiego – Dajecie mi siłę, radość i … - zatrzymałaś się patrząc na swojego oppa po czym dokończyłaś –…i miłość. Miłość której tak bardzo teraz potrzebuję.
- A ty nam dajesz ostoję. – odpowiedział  Jin – Nam też jest trudno. Tak naprawdę, byliśmy pewni, że nasz zespół zmniejszy się o jednego członka. – powiedział z bólem najstarszy
- Czemu?
- Jimin miał tylko dziesięć procent na to, że przeżyje. – powiedział po czym z jego szklistych oczu znów popłynęły łzy. Stojący obok Kooki przytulił go pocieszając i zaczął kontynuować jego wypowiedź
- Może to jest straszne ale byliśmy gotowi na to, że Jimin odejdzie. Było to straszne ale… - chłopak spuścił wzrok w podłogę zawstydzony swoim zachowaniem –…ale zwątpiliśmy.
- Zachowaliśmy się jak idioci! – krzyknął zły na siebie i kolegów HoSeok
- Nie prawda! – skrytykowałaś wypowiedź kolegi – To normalne. Kazdy by tak zareagował.
- Pogodziliśmy się ze śmiercią przyjaciela zamiast walczyć!
- Jak mogliście walczyć?! Ze śmiercią byście nie wygrali!
- Ale mogliśmy się chociaż nie poddawać. – kłócił się J-Hope
- Ej, to się nie liczy! – powiedział Rap Mon – Jimin się obudził! Jest zdrowy! Więc do cholery jasnej nie kłóćcie się o jego śmierć! – zganił wasze zachowanie lider. Oboje spuściliście wzrok. Wstydziliście się za siebie.
- Mianhabnida… - przeprosiłaś
- Nie. To ja muszę przeprosić, bo to ja zacząłem. – powiedział honorowo YoonGi
- Wracajmy już. – powiedział V powoli podnosząc się z ławki – Nie możesz tak długo przebywać poza szpitalem. – zatroszczył się o ciebie twój oppa
- Może nie umrę… - dodałaś z nutą żartu – A nawet jeśli, to Jestem już na cmentarzu to od razu będziecie mogli mnie pochować. – po tych słowach wszyscy się zaśmiali. Podziwiali cie za to, że mimo iż byłaś na pogrzebie ojca, miałaś siłę aby żartować.


Przy drzwiach szpitala J-Hope powiedział
- Idź sama. My wrócimy za trzy godziny.
- Czemu?  - zapytałaś smutno
- Mamy do załatwienia sprawę związaną z koncertem. – wytłumaczył ci chłopak. Całkowicie zapomniałaś, że przecież chłopacy byli gwiazdami po debiucie. Przez ten niedługi okres czasu z idoli stali się oni przyjaciółmi.
- Dobrze. Rozumiem – odpowiedziałaś po czym chłopacy powoli odwrócili się i zaczęli iść w kierunku przeciwnym od szpitalnego wejścia. Nagle idący z tyłu Tae odwrócił się i szybko podbiegł do ciebie i skradł ci namiętnego całusa. Zarumieniłaś się i poszłaś razem z pielęgniarką, która była przy tobie przez cały pogrzeb, do szpitala.


            W Sali szpitalnej czułaś się nieswojo. Zawsze głośna i zatłoczona teraz pusta i cicha. Leżałaś sama na łóżku wspominając sobie wszystkie chwile spędzone z tatą. W twoich oczach znów zaczęły zbierać się niechciane łzy. Obiecałaś sobie, że nie będziesz już dzisiaj płakać, jednak to był bardzo trudne. Stwierdziłaś, że samotne leżenie w byałym, pustym szpitalnym pokoju na pewno ci w tym nie pomoże. Postanowiłaś więc odwiedzić Jimina. Powoli przesunęłaś się na brzeg łóżka i usiadłaś. Sięgnęłaś po wózek inwalidzki który niestety był zbyt daleko abyś mogła go złapać i przyciągnąć do siebie. Nie chciałaś wołać pielęgniarki, gdyż bardzo nie lubiłaś być zależna od innych. Miałaś silny charakter i chciałaś pokazać, że nawet bez nogi, dobrze sobie radzisz sama. Wzięłaś głęboki oddech i powiedziałaś
- Co cie nie zabije to cie wzmocni! – po czym szybkim ruchem samodzielnie wstałaś, utrzymując równowagę na jednej nodze. Gdy stałaś już całkiem stabilnie wzięłaś kolejny głęboki wdech i puściłaś się ramy łóżka. Byłaś teraz zdana tylko na swoją równowagę. Tak bardzo dziękowałaś bogu za to, że kiedyś, gdy byłaś młodsza tańczyłaś jazz przez co miałaś świetną równowagę. Robiąc krótkie podskoki przetransportowałaś się do wózka. Odwróciłaś od w swoją stronę siadając na nim mokra od potu. Ten czyn wymagał od ciebie dużego nakładu energii i wielkiego bólu. Ale wolałaś pocierpieć chwilę niż wypłakiwać się przez trzy godziny nieobecności chłopaków a po ich powrocie wygonić ich z Sali przez swój zły humor i depresję.
            Gdy udało ci się uregulować oddech powoli pojechałaś wózkiem do Sali sąsiada. Jechałaś korytarze i modliłaś się, żeby tylko nikt z przechodzących lekarzy nie kazał ci wracać powrotem na salę. Zapukałaś lekko do drzwi Sali Jimina i powoli wsunęłaś się do środka. Chłopak słuchał muzyki.
- Annyong. – powiedziałaś cicho. Gdy tylko chłopak zauważył twoją obecność szybko zdjął  słuchawki.
- Annyong haseyo! – powiedział uradowany twoją obecnością. – Już wróciłaś?
-Ye. Wróciłam już jakiś czas temu. – powiedziałaś – Jak się czujesz?
- Marnie… - odpwedział smutno – A ty?
- Tak samo tylko ten pogrzeb…
- Yugamimida…
- Już mówiłam, żebyś się nie zamartwiał! – krzyknęłaś na chłopaka – Była umowa! Pamiętasz?
- Ye… - powiedział niechętnie chłopak – Już nic nie powiem. – powiedział powoli podnosząc się do siadu – Słyszałem, że z chłopakami już się zaprzyjaźniłaś…
- Ne. – stwierdziłaś – Wiesz jak oni się o ciebie martwią! Wszyscy bali się, że umrzesz! Nic tylko powtarzają, „Ciekawe jak się czuje Jimin” albo „Ciekawe co u Jimina.”. Stają się nieznośni! – powiedziałaś po czym oboje się zaśmialiście
- A żebyś ty wiedziała jak oni martwią się o ciebie! – odpowiedział ci chłopak – A najbardziej to się martwi TaeHyung! Ciągle tylko mówi o tobie i o twoich oczach. – zaśmialiście się. Po chwili jednak chłopak spoważniał i wyprostował się przyglądają się tobie
- Co ci się stało? – zapytałaś z przerażeniem
- Faktycznie są piękne. – powiedział rozmarzonym głosem
- Co takiego?
- Twoje oczy. – odpowiedział. Zarumieniłaś się. – Już rozumiem czemu V tak je podziwiał…
- Przestań! – powiedziałaś do chłopaka – Wstydzę się!
- Ale ty tak ładnie wyglądasz z tymi rumieńcem. – uśmiechnął się uroczo i delikatnie dotknął do twojego zaróżowionego policzka – Tak… zdrowo. – zaśmialiście się oboje. Potem zaczęliście rozmawiać o wszystkim. O muzyce, o rodzinie, o pasji o trainee i debiucie. Duże się śmialiście. Nawet nie wiesz kiedy, a gdy spojrzałaś na ekran telefonu była już 20:00. Te trzy godziny trzy godziny spędzone w towarzystwie Jimina minęły w mgnieniu oka. 
- Muszę już się zbierać bo chłopaki zaraz wracają. – powiedziałaś smutno odkładając telefon do kieszeni
- Miło mi się z Tobą gadało. – powiedział posmutniały chłopak
- Mi też. – uśmiechnęłaś się – Przyjście tutaj dużo mnie kosztowało ale naprawdę się opłacało.
- Co to znaczy? – zapytał – Czy sprawiłaś sobie ból? – wypytywał zaniepokojony
- Aniyo. – skłamałaś nie chcąc martwić chłopaka
- To dobrze. Bo już się bałem! – odetchnął z ulgą po czym znów się zaśmialiście. Nagle chłopak spoważniał. Wyprostował się i spuścił nogi z łóżka. Powoli podparł się o ramę łóżka i delikatnie uniósł się siadając przed tobą na podłodze
- Jimin nie wolno ci! – krzyknęłaś na chłopaka
- Ci też nie. – odpwoeidział  chłopak przypominając ci o tym, że ty również nie powinnaś tu być. – Masz rację… - odpowiedziałaś speszona
- Martwię się.
- O co?
- O ciebie i o twoje zdrowie.
- Przecież była umowa!
- Wiem… - pwoedział zdajać sobie sprawę z tego, że łamie daną ci obietnicę – Ale ja chcę mieć cie na zawsze. – powiedział czule
- Na zawsze? – zapytałaś nie rozumiejąc o co chłopakowi chodzi. On zajżał ci głęboko w oczy i szybkim ruchem umieścił cię na ręce blisko siebie pochylając się nad tobą.
- Na zawsze. – szepnął i pocałował cię namiętnie. Wiedziałaś, że nie powinnaś tego robić ale Nie mogłaś mu odmówić. Był dla ciebie równie ważny  dobrzy co Tae. Kiedy pocałunek się skończył patrzyłaś chłopakowi w oczy wzrokiem pełnym łez.
- Jimin, proszę posadź mnie powrotem na wózek. – poprosiłaś chłopaka. On delikatnie posadził cię i sam cieżko opadł na łóżko. Nie miał jeszcze zbyt dużo siły.
- Kamsahabnida! – powiedział do ciebie gdy opuszczałaś salę posyłając ci całusa na odległość. Przemknęłaś korytarzem jak tylko najszybciej potrafiłaś i gdy tylko znalazłaś się na zali jak najszybciej wyskoczyłaś z wózka i pokracznie wczołgałaś się na łóżko po czym wybuchnełaś płaczem. Byłaś na siebie tak zła, że miałaś ochotę zadźgać się nożem. Dopiero jeden dzień byłaś z TaeHyungiem a już pojawił się Jimin. Wiedziałaś, że miłość nie jest prosta, ale nie sądziłaś, że jest aż tak okrutna. Bałaś się powrotu chłopaków.




mini słowniczek:

 Mianhabnida - przepraszam (formal.)
appa - tata
omma - mama
Kamsahabnida - proszę (formal.)
Aniyo - nie
Yugamimida - przykro mi
ye/ne - tak

~사기