poniedziałek, 21 września 2015

Łzy honoru #2

안녕하세요! 




Znów po długiej przerwie spowodowanej jak się pewnie można łatwo domyśleć nauką powracam z kolejną częścią straszliwie długiego scenariusza - Łzy honoru. Przepraszam, że tyle czasu trzymałam Was w niepewności ale teraz będę sie starała dodawać co 2-3 dni bo mam już napisane 33 strony A4 tylko kwestia opublikowania. Soooo.... Miłego czytania :)





Łzy Honoru #2


- Zaczęło się! – krzyknął ktoś na korytarzu – Zaatakowali! – w klasie wybuchła panika. Wszyscy krzyczeli nie wiedząc co mają zrobić. Do ostatniej chwili mieli nadzieję, że jednak najeźdźcy się wycofają.
- Proszę zachowajcie spokój! – uspokajała nauczycielka. Niestety, starsza kobieta nie miała wystarczająco donośnego głosu żeby przekrzyczeć spanikowanych nastolatków. Kookie, jako ten odważny postanowił  pomóc kobiecie. Wszedł na nauczycielskie biurko i krzyknę
- LUDZIE! OGARNIJCIE SIĘ! NIE JESTEŚCIE JUŻ DZIEĆMI! BIERZCIE SIĘ W GARŚĆ I IDŹCIE WALCZYĆ O HONOR!– w sali zapanowała cisza. Wszyscy wpatrzeni w chłopaka oczami pełnymi przerażenia powoli zaczęli spuszczać wzrok i brać swoje rzeczy. Krokiem pełnym strachu i obawy, jeden po drugim zaczęli wychodzić z Sali lekcyjnej. On również zeskoczył z biurka lądując na podłodze bez najmniejszego zawahania i chwycił HaRi za rękę sygnalizując, żeby i ona wyszła. On szedł za nią, a za ciemnowłosym szedł YoonGi.
            Na korytarzu było głośno i tłoczno. Wszyscy krzątali się nie wiedząc co mają robić. Wiedzieli, że prędzej czy później muszą opuścić szkołę, ale jednocześnie wszyscy bardzo się bali. Sytuacja bardzo wszystkich zaskoczyła. Nigdy wcześniej nie było problemów z sąsiadami. Nagle, z dnia na dzień postanowili zaatakować. Nikt nie wiedział co było tego powodem. Nastolatek szedł przez szkołę pogrążony w myślach. Myślał  o rodzicach. Gdzie są i co robią. Bał się.
- Gdzie idziemy? – zapytała HaRi podążająca za nim krok w krok
- Jak to gdzie?! – zapytał retorycznie – Walczyć.
- Nie poczekamy? – zapytała drżącym wzrokiem
- Na co?! – krzyknął pytająco – Na co ty chcesz tu czekać?! Aż będzie za późno?! Aż żołnierze zbombardują budynek?! – krzyczał zły na głupotę przyjaciółki – Oni nie są głupi! Zawsze najpierw atakują budynki gdzie są duże skupiska ludzi. Szkoły, biurowce… Chcesz umrzeć?! Chcesz umrzeć bez walki?!
- Aniyo… - powiedziała smutno. W jej głosie było pełno, żalu. Była dla chłopaka jak siostra. Chłopak chciał pokazać, że on nie boi się o nic. Że nie boi się  wyjść i walczyć. Że dla niego liczy się honor i dobro narodu a nie jego życie. Walczył ze sobą, ale ostatecznie nie dał rady. Stanął i odwrócił się do dziewczyny. Spojrzał jej w oczy i przytulił. Czuł jak na jego mundurku zaciskają się jej delikatne dłonie. Martwił się o nią. Była jemu bardzo bliska i bał się ją stracić. Przeciez to takie delikatne stworzenie.
- Musimy. – szepnął – HaRi nie mamy innego wyjścia. Zobaczysz, że wszystko się dobrze skończy. Za chwilę będziesz siedzieć szczęśliwa w domu razem z rodziną. – pocieszał  ją oszukując samego siebie. Dziewczyna wymusiła delikatny uśmiech. On również to zrobił i stanowczym krokiem wyszli ze szkoły. Na zewnątrz było jeszcze większe zamieszanie niż w szkole. Wszędzie biegali ludzie. Wielu z nich to żołnierze. Jung Kook szedł  z przyjaciółką i rozglądał się. Udawał, ze wypatruje miejsca gdzie będą potrzebni, ale tak naprawdę wypatrywał YoonGiego. Martwił  się o niego. Wiedział, że to mądry chłopak, ale straszna z niego niezdara. Nie chciał  go stracić. Postanowił jednak, że nie może zajmować sobie głowy chłopakiem, a musi skupić się na tym co dzieje się wokół niego.
- Przepraszam. – powiedział  podchodząc do żołnierza – Jeśtmy uczeniami SOPA*. Jesteśmy gotowy pomóc. Co mamy robić? – zapytał
- Idźcie pod centrum handlowe. Tam powinien być oficer Joen Sang Li. – tłumaczył – On pokieruje was dalej.
- Kamsahabnida. – podziękował wciąż przerażony Kook
- Tylko uważajcie na siebie. – krzyknął się żołnierz gdy przyjaciele odchodzili


            Idąc ulicą chłopak cały czas słyszał strzały. Przyprawiały go one o dreszcze. Wiedział, że są one kierowane w czyjąś stronę. Być może za każdym z nich, ktoś tracił życie. Czasami było słychać głośny huk. Nie wiedział co to jest. Może wybuch? Bał się. Wiedział, że zaraz możesz nie mieć ratunku. Zaraz może być…
- Uważaj! – krzyknął ktoś i rzucił się na niego i idącą obok HaRi przewracając ich na ziemie. Dzięki temu przyjaciele wylądowali schowani za niedużym kontenerem. Po chwili Kookie usłyszał serię strzałów. Głosy ludzi. Nie był to Koreański Południowy. Potem krzyki. Płacz. Oddychał  ciężko. Wiedział, że zaraz wszystko może się skończyć. Lada chwila, ktoś może zajrzeć za kontener a wtedy nie będzie dla nich szans.
            Po chwili wszystko ucichło. Ciastek słyszał dźwięk oddalających się kroków. Strach zaczął odchodzić.
- Już możemy wstać. – powiedział chłopak powoli zsuwając się z dwójki przyjaciół.  Jung Kook nie znał go wcześniej. Odwrócił się żeby Zobaczyć kim jest ich wybawca. Oniemiał. Był to chłopak o ciemnobrązowych włosach. Twarz miał drobną. Był bardzo przystojny. Kookie patrzył mu prosto w oczy. Chłopak również znieruchomiał.
- Kamsahabnida. – przerwała ich rozmowę wzrokiem HaRi. Chłopak oderwał wzrok od Kooka i przeniósł go na jego przyjaciółkę. – Uratowałeś nam życie.
- Nie ma za co. – powiedział – Taka moja rola. Jesteśmy armią. Musimy sobie pomagać. – powiedział rzucając do ciemnowłosego lekki uśmiech. On patrzył  na chłopaka i ciężko oddychał
- Czekaj! – krzyknął obudzony z transu – Jesteś ranny. – ukucnął i złapał chłopaka za krwawiącą rękę. HaRi w jednej chwili sięgnęła do apteczki i wyjęła spirytus salicylowy i bandaż
- Zostaw. – powiedział krótko chłopak powstrzymując ich od opatrzenia rany – To nic takiego. Później to ci się bardziej przyda. – powiedział z lekkim uśmiechem po czym ostrożnie się podniósł. Kiedy już był pewien, że nie widać zagrożenia podał HaRi a następnie Kookiemu rękę i pomógł się podnieść. Cała  trójka stała jak wryta. Na ulicy roiło się od krwi i ciał ludzi. HaRi bezwładnie opadła na ziemie wybuchając płaczem
- Czemu to się dzieje?! Ja tego nie zniosę! – krzyczała przez łzy – Ja chcę żyć!
- Uspokój się! – krzyknął chłopak na swoją przyjaciółkę – Nie płacz tylko wstawaj! – powiedział podając jej rękę – Jesteś sanitariuszką, musisz pomagać! – pomógł jej wstać.
- Tu już nic nie zdziałacie ale idźcie pomagać dalej. – powiedział nieznajomy chłopak po czym wybiegł zza kontenera
- Ale poczekaj! Kajima! – krzyknął Jung Kook za chłopakiem. Nie chciał aby odszedł. Nie myślał o YoonGim który przez tyle lat tak bardzo mu imponował. Teraz liczył się tylko on.
- Wy macie swoje zajęcia ja swoje. – powiedział – Mianhabnida – odwrócił się i pobiegł dalej. Do ciemnych oczu znów napłynęły mu łzy

- Kayo! – rozkazał przyjaciółce po czym stanowczym krokiem opuścili kryjówkę. HaRi mniej odważnie podążyła za Kookim. Szli, mijając zakrwawione ciała. Byli to dorośli i dzieci. Chciało im się płakać kiedy widział kilkuletnie poległe dzieci trzymające w ręku nieduży nóż. Było to dla nich nie do pojęcia. Jung Kook jeszcze rano szedł sobie jak co dzień do szkoły, martwiąc się kartkówką z matematyki, a chwilę później musiał walczyć. Nie potrafił tego pojąć, a przecież wiedział, że to dopiero początek.




Mini słowniczek:

aniyo - nie 
kayo - chodźmy 
kajima - nie odchodź
mianhabnida - przepraszam (formal.)
kamsahabnida - dziękuję (formal.)
*SOPA - School Of Performing Arts Seul

Wyniki wyszukiwania



감사합니다
~사기

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz